Artoor |
Wysłany: Pon 9:57, 12 Cze 2006 Temat postu: "Rommel o sobie" |
|
Książka autorstwa Johna Pimlotta opowiada o Erwinie Rommlu, „Lisie pustyni”, jednym z najsławniejszych i najlepszych dowódców w czasie II wojny światowej. Nazywany „koszmarnym snem alianckich dowódców”, Rommel do perfekcji opanował sztukę walki na współczesnym mu polu bitwy.
Urodził się w 1891 roku w Wirtembergii. W młodości nie był wybitnym uczniem, przez niektórych swoich nauczycieli nazywany był nawet leniem oraz człowiekiem beztroskim i nieuważnym.
W 1910 roku wstąpił do wojska. Wkrótce potem wybuchła I wojna światowa. To właśnie na jej frontach Rommel rozwinął skrzydła. Był odważnym dowódcą, często znajdował się ze swoimi żołnierzami na samej linii frontu. Raz omal nawet nie zginął, przygwożdżony do ziemi ogniem karabinów maszynowych. I to właśnie za sprawą ich rozpowszechnienia nadszedł horror wojny pozycyjnej. Codziennie dziesiątki tysięcy żołnierzy ginęło od kul dobrze okopanych i zabezpieczonych karabinów maszynowych. Dowódcy nie umieli się przystosować do nowej, wymuszonej rozwojem uzbrojenia, sytuacji. Wciąż nie rozumieli, że frontalny atak na dobrze okopanego wroga nie może przynieść rezultatu. Po włączeniu się do wojny Włoch, Rommel walczył w Wirtemberskim Batalionie Górskim. To tutaj „Lis pustyni” dostrzegł wyższość wojny manewrowej nad pozycyjną.
W dwudziestoleciu międzywojennym szkolił żołnierzy, zajmował się też ochroną Adolfa Hitlera. Wkrótce zdobył sobie jego łaski i w 1940 roku na pytanie führera, jaką formacją wojsk chce dowodzić, bez namysłu wybrał grupę pancerną. Wkrótce wyruszył w pole, by realizować Fall Gelb – plan napaści na Francję. Tam też w pełni pokazał, jak skuteczny jest blitzkrieg – wojna błyskawiczna. Zamiast atakować umocnienia francuskiej Linii Maginota, uważanej za przeszkodę nie do zdobycia, ominął ją – atakując przez Holandię i Belgię. Tego Francja się nie spodziewała – prawie cała francuska armia była zgromadzona na Linii Maginota, która miała być zaporą przed hitlerowską potęgą. Rommel wraz ze swoją „dywizją duchów” posuwał się niesamowicie szybko w głąb Francji, zastając na jej terytorium jedynie zaskoczonych żołnierzy francuskich i porzucony sprzęt. Po sukcesie we Francji zyskał sławę i aprobatę Hitlera, stał się bohaterem narodowym.
Wkrótce Hitler wysłał go do Afryki Północnej. To tu powstała legenda „Lisa pustyni”. Nie będę opisywał przebiegu walk w Afryce Północnej, gdyż jest to temat na bardzo obszerny artykuł, a nie recenzję... Kampanię w Afryce Rommel ostatecznie przegrał, ale było to spowodowane brakami w zaopatrzeniu i środkach – Niemcy w Europie były pochłonięte operacją Barbarossa – inwazją na Związek Radziecki. Konwoje nie docierały, zatapiane przez aliancką flotę, a w pełni zmechanizowana dywizja Rommla bez paliwa stawała się bezużyteczna. Ponadto do Afryki zostały przerzucone nowe amerykańskie czołgi Sherman, które dorównywały, a nawet przewyższały ówczesne maszyny niemieckie (czołgi klasy PzKpfw III i IV).
Po powrocie do Europy Erwin Rommel został wyznaczony do obrony Normandii przed spodziewanym alianckim atakiem, ale nie powiodło mu się – Wał Atlantycki Adolfa Hitlera padł pod naporem dziewięciu dywizji. Aliantom udało się uchwycić przyczółki na kontynencie, czego „Lis Pustyni” najbardziej się obawiał. W efekcie doprowadziło to do upadku niemieckiego panowania we Francji. Niemieckie dowództwo wciąż uważało, że to tylko pozorowany atak, który ma odciągnąć uwagę od prawdziwego miejsca desantu – rejonu Calais. Rommel wysłał ciężkie czołgi niemieckie w stronę normandzkich plaż, co mogłoby się okazać miażdżące dla aliantów. Zostały one jednak zawrócone prze niemieckie dowództwo. Kiedy okazało się, że to Normandia jest celem desantu, było już za późno na działanie. Wkrótce potem Paryż został zdobyty, a Francja wyzwolona. Po tych wydarzeniach Rommel został uwikłany w spisek przeciwko Hitlerowi (zamach w Wilczym Szańcu w lipcu 1944 roku). Aby uchronić rodzinę, Rommel odjechał spod domu samochodem funkcjonariuszy SS i zastrzelił się. „Lis pustyni”, feldmarszałek Erwin Rommel zginął w 1944 roku.
Książka, z której tego się dowiedziałem, jest niezwykła. Nie jest ona bowiem standardowym zapisem dokumentalnym opisującym dzieje Rommla. Jest to zbiór notatek, fragmentów dzienników, listów do żony i raportów napisanych przez samego feldmarszałka. Wszystkie wydarzenia poznajemy z jego relacji. Nieliczne wtrącenia redaktora, Johna Pimlotta, są wyróżnione pochyłym pismem tak, żeby można było je odróżnić od reszty. Dużym atutem są bardzo liczne (czarno-białe) fotografie świetnie wkomponowane w całość. Podobał mi się również zabieg, polegający na umieszczeniu w ramkach wtrąconych w tekst, krótkich informacji na temat jakiegoś zagadnienia, np. organizacja Afrikakorps, uzbrojenie w 1940 roku czy też choćby styl dowodzenia Rommla (podobnie jak w książkach Bogusława Wołoszańskiego, tylko w mniejszym stopniu).
Książkę tę polecam każdemu, kto interesuję się historią II wojny światowej, lub po prostu chce poznać dzieje niezwykłego człowieka. |
|